Strony

3.09.2017

What should I do?, 001.

01/09/2000

Stałem gdzieś na uboczu, gdy cała rodzina radośnie cię ściskała.
Do mnie nikt nie raczył podejść, nawet ty miałeś świadomość dlaczego.
Przez mój odmienny styl stałem się pośmiewiskiem; nawet tutaj, we 'własnym' kręgu.
Dziś nasze urodziny, wiedziałem, jak bardzo uwielbiasz ten dzień.
To dlatego na twojej pyzatej buzi od rana gościł szeroki uśmiech.
Uwielbiałem na ciebie patrzeć, nawet teraz, gdy ciocia wręczała ci ogromny prezent.
Ja dostałem kartkę z ładnymi życzeniami, wierzę, że choć trochę się postarała.
Usłyszałem krzyk rodzicielki, przywołujący nas do stołu. Mieliśmy zdmuchnąć te jedenaście świeczek.
Stanąłem niepewnie obok ciebie, nie raczyłeś nawet na chwilę na mnie spojrzeć.
Jednak, gdy skończyli śpiewać, ty jedną dłonią odepchnąłeś od siebie moje kruche ciałko, samemu gasząc promienie światła rozchodzące się z ozdób na czekoladowym torcie.
Skrzywiłem się, czując lekki ból od strony biodra.
Ale nie obchodziło mnie to, co zrobiłeś — tak jak i całą resztę.
To przecież twój dzień, Tommy. Przywłaszczyłeś go sobie już na własność.
Od dziś już nie posiadałem własnej daty urodzenia, tak, jakbym nigdy tego nie przeżył.
Oddaję ci także moją część tego dnia.
Wiesz, nie zależało mi na fałszywej miłości i fałszywych życzeniach.
Zresztą, jedyne co było warte mojej uwagi to ty.
Zawsze tylko ty, tylko dlaczego ja cię już nie interesowałem?

*

01/08/2001

Tak bardzo się bałem, Tommy.
Dobrze wiedziałem, że odkąd przeprowadziliśmy się do nowego miejsca, błagałeś mamę o własny pokój. Miałeś już dość dzielenia go z tym 'nie wiadomo czym'.
Nie sądziłem tylko, że się tak łatwo się zgodzi.
Nie byłem smutny, cieszyłem się twoim szczęściem, choć wolałbym byś był tu ze mną.
Jak od zawsze; tak po prostu.
Nie musiałbyś się nawet odzywać, już i tak tego od dawna do mnie nie robisz.
Chciałbym, żebyś po prostu znajdował się w tym samym miejscu co ja.
Przynajmniej uspokajał mnie fakt, że za ścianą po mojej lewej znajduje się twoje łóżko.
To tylko trzy metry, Tom. Warto było?
Wiem, było. Wszystko jest warte tego, bym tylko był jak najdalej to możliwe.
Przepraszam cię, braciszku.
Dobrze wiesz, że cię kocham. Jakbym mógł, sprawiłbym, żebyś na ten świat przyszedł sam.
Ale już nie mogę nic poradzić. Już za późno.

*

01/06/2002

Siedziałem w kącie, trzymając mój stary zeszyt w dłoni.
Zwinąłem się w kłębek, raz zwracając uwagę na to, co piszę, a raz na ciebie.
Siedziałeś z Georgiem i Gustavem, próbowaliście wykombinować nową nazwę dla naszego zespołu.
Cieszyłem się, że go mamy.
To jedyne co nas łączy — Muzyka.
I to chyba jedyna okazja, bym miał możliwość usłyszeć twój głos w moim kierunku.
Być może sarkastyczny, wredny i oschły, lecz twój.
Przecież od zawsze wszystko, co z tobą związane było dla mnie ważne.
- Może tak Tokio Hotel? - Zapytałem niepewnie, wcinając się w waszą rozmowę.
Widząc te chłodne tęczówki wbite w moją osobę, mimowolnie poczułem zmieszanie.
Uśmiechnąłem się do ciebie blado, ty tylko prychnąłeś pod nosem. - W końcu, my... - Przerwałem w połowie, biorąc głębszy wdech. Pamiętałem twoje słowa, już wiem, że jestem nikim i mnie nie liczy się za osobę. - Znaczy się, w końcu Tom i wy zawsze chcieliście polecieć do Tokio? A gdy staniecie się sławni, Hotel stanie się waszym drugim domem.
- Tak, to dobry pomysł — Odparł długowłosy, przytakując głową.
Najwyraźniej jeszcze nie stałem się jeszcze tak bezużyteczny.
Spojrzałeś na mnie z pogardą.

*

24/03/2003

Poszedłeś razem z chłopakami świętować nasz nowy kontrakt.
Ja zostałem jak zawsze w domu, tak jak kiedyś mi rozkazałeś.
Nie chciałem przecież czegokolwiek robić wbrew tobie.
Siedziałem w pokoju, dom był pusty, mama przecież nigdy się mną nie interesowała,
dlaczego więc miałaby odpuścić sobie przyjemny wieczór z Gordonem na rzecz mojej osoby?
Nie dziwię się jej, naprawdę. Ma prawo do własnego życia. Ja przecież go nie miałem, prawda?
Tak zawsze kazałeś mi myśleć.
Wiesz co, Tommy? Zauważyłem, że większość spraw w mojej głowie opiera się na tobie.
Jakbym żył tobą.
Właściwie, genetycznie byliśmy bliźniakami.
Szkoda, że tak mnie znienawidziłeś.
Przecież ja bardzo cię kocham.

*

15/04/2004

Stałem przed lustrem, patrząc pustym wzrokiem na moje odbicie.
Dotknąłem swoich włosów, gładząc je delikatnie, by po chwili mocno rwać.
Nienawidziłem siebie tak bardzo, że nikt nie mógłby nawet tego pojąć.
Co miałbym w sobie zmienić? Co muszę zrobić byś chociaż mnie polubił?
Jeżeli chcesz, zgolę się na łyso, będę chodził bez grama makijażu.
Tylko mi powiedz, Tom. Powiedz, bo usycham bez ciebie.
Przecież czułem tę więź, jak byliśmy mali, dlaczego to zniknęło?
Położyłem swoją roztrzęsioną dłoń na szklanej tafli.
Co muszę zrobić, bym tak się nie czuł?
Och, Bill. Jak to co? Nic.
Nic nie zrobisz Bill, ty przecież już dawno przestałeś istnieć, nie pamiętasz?
Wyrzekłeś się nawet dnia swoich narodzin na rzecz chorej miłości.
Toksycznego oddania.
Proszę, ratuj mnie.

*

03/07/2005

Udało ci się, braciszku.
Zostaliśmy sławni.
Właśnie wychodziliśmy po raz pierwszy w życiu na scenę.
Wokół nas rozszalało się parędziesiąt tysięcy ludzi.
Widziałem tyle par oczu wlepionych w ciebie, Tom.
Bo to było do ciebie, prawda? Przecież mnie nikt nigdy nie zauważa.
Przyzwyczaiłem się, naprawdę.
Już wiem jak grać w tę grę.
To łatwe — Ty jesteś królem,
ja jestem pionkiem.

*

06/01/2006

Nigdy nie spodziewałem się, że zdobędziecie międzynarodową sławę.
Dalej nie mogłem w to uwierzyć, nawet, teraz gdy znajdowaliśmy się na wywiadzie u tej blond pani, którą zawsze jedynie znałem z telewizji.
Siedziałeś obok mnie, Georg i Gustav tym razem nie zostali zaproszeni.
Jedynie my — Najsławniejsza niemiecka para bliźniąt.
Widziałem ten twój wyćwiczony uśmiech, który do mnie musiałeś wysyłać.
Ja także się go nauczyłem, niemal całkowicie podobnego.
Nienawidziłeś faktu, że musiałeś udawać.
Udawać, że choć trochę cię interesuję.
- Więc, jak to możliwe, że tak dobrze się dogadujecie?
Zapytała, przybliżając mikrofon do mojej twarzy.
Choć w środku poczułem mieszanie, nie pozwoliłem po sobie tego poznać.
Nie mogłem, przecież wtedy jeszcze bardziej byś mnie znienawidził.
- Tak jest po prostu od zawsze, ja wiem, co czuje Tom.
Tom wie, co czuje ja.
Jesteśmy jak jedna osoba w dwóch ciałach — Odpowiedziałem pewnie, zerkając z obawą na ciebie.
Jednak twoja twarz nic nie wyrażała, nawet cienia uczuć.
A może po prostu ich nie było?

*

09/08/2007

Siedziałem w naszej wynajętej loży, naprzeciw baru.
Rozmawiałem z Gustavem; tylko z nim miałem jako-taki kontakt.
Chyba mnie polubił. Jeżeli w ogóle można mnie lubić.
- Dlaczego nie pijesz? - Zapytał, gdy barmanka przyniosła dla niego trunek.
- Jakoś tak — Odpowiedziałem pewnie, choć prawda była inna.
To ty mi zakazałeś pić, gdy także byłeś w tym samym miejscu.
Bałeś się, że wtedy raczę się do ciebie odezwać.
Bo przecież ja nigdy tego nie robiłem, to tylko ty tu miałeś prawo głosu.
Ostatnio stwierdziłeś, że nienawidzisz mojego.
Skoro jest taki zły, to dlaczego dalej jestem wokalem w jego zespole?
Chociaż, miał rację. Był okropny.
Skoro Tom go nienawidzi,
to ja też nie.

*

29/10/2008

Staliśmy obok siebie.
Fotograf kazał ci przytulić mnie jedną ręką do siebie.
Z niechęcią się zgodziłeś, oplatając mnie w talii.
Poczułem gorąco.
Rozeszło się po całym moim ciele.
Dusiło mnie.
Nie zauważ tego, błagam.
Nie znienawidź mnie jeszcze bardziej, proszę.
Jestem okropny, wiem.
Powinienem umrzeć, wiem.
Nie umrę, nie mogę.
Nie chcę.
Muszę.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz