3.09.2017

What should I do?, 002.

*

01/08/2009


Koniec retrospekcji,

wróćmy do historii prawdziwej.

-

Byłem zniszczony.
Moja psychika powoli wysiadała.
Jedynie David wiedział o moich problemach.
O moich, gdyż 'o naszych' każdy, kto nas poznał, choć odrobinę bliżej.
Nie trudno zauważyć, jak bardzo mnie nienawidzisz.
Okazywałeś mi to w końcu na każdym kroku.
-


Szedłem do garderoby.
Byłem zmęczony po wczorajszej nieprzespanej nocy.
Nienawidziłem faktu, że słyszałem wszystko, co dobiegało za ściany.
Z twojego pokoju.
Wszystkie piski, jęki i błagania zabierały mi sen z powiek, zarazem wbijając brzytwę w sam środek mojego nic nieznaczącego serca.
Powoli wykończenie brało nade mną górę.
Dlatego Jost załatwił mi jakieś proszki na dodawanie ogromnej dawki energii.
Jeżeli miałbym być szczery — nie znałem nawet ich nazwy.
 Nie interesowało mnie to.
Chociażby z faktu, że zagrożenie o utracie życia nie było dla mnie czymś strasznym.
Nazwałbym to nawet inaczej, byłoby odskocznią.
Na którą nigdy się nie odważę.
Otworzyłem drzwi do garderoby zaspany i nim zdążyłem się zorientować, że nie byłbym w niej sam, uderzyłem całym ciałem w twój tors, tak bardzo, że spadłem na tyłek.
Spojrzałeś na mnie od góry, z tą cholerną pogardą w oczach.
Nienawidziłem jej.
- Uważaj, jak chodzisz, pokrako. Choć jednego byś się w życiu nauczył — Warknąłeś niemiło, omijając mnie szerokim łukiem.

-

Siedziałem w moim hotelowym pokoju, dokładniej na balkonie.
Jak niemal każdej nocy. Uwielbiałem spoglądać w dół.
Im wyżej byliśmy, tym trudniej było mi przetrzymać w sobie chęć przeskoczenia przez balustradę.
Obserwowałem miasto, powoli budziło się do życia.
Ty zapewne dalej spałeś, dokładnie w pokoju obok. Słyszałem, że dzisiaj w nocy także sobie nie darowałeś. Na tę myśl, poczułem ucisk w żołądku.
Tak, byłem zazdrosny.
Dziś, jutro i zawsze.
Dlaczego?
Dlaczego jakieś obce dziewczyny dostawały od ciebie więcej uczucia niż ja?
Słyszałem, że martwe dusze też można kochać, Tom.
Dlaczego ty nie spróbujesz choć raz?
Nie jestem zły.
Nie gryzę, nie drapie, nie pyskuje.
Ja się nawet nie odzywam, braciszku.
 Dobrze pamiętam każdy twój zakaz.
Już mi to uświadomiłeś, mam być tym, kim ty chcesz, bym był.
Ale co mam zrobić, skoro mam być nikim?
Zabić się?
Jeżeli umrę, będziesz mnie nienawidził bardziej.
Nie, nie z poczucia winy. Ty takiego czegoś w stosunku do mnie nie posiadasz.
Będziesz mnie nienawidził za to, że zniszczę zespół. Coś, co kochasz.
Bo wiem, że to robisz. Wiem, że jest to dla ciebie najważniejsze.
Szkoda tylko, że dla mnie najważniejszy jesteś ty, mój kochany.

*

Słyszę twój drwiący śmiech, gdy wychodzę spod prysznicu.
Nie było miejsc w hotelu, David zmusił nas byśmy tym razem tylko zamieszkali razem.
Nie, czekaj.
Mnie nie musiał; to ty nie chciałeś się zgodzić.
Wiesz co, Tom? Rozszyfrowałem coś.
Masz problem z alkoholem, Tommy.
 I to duży, skoro dla jednej butelki whisky dałeś się namówić, by choć raz ze mną spędzić noc, ale nie będę nic z tym robił.
Nie mogę się wtrącać, skoro nie posiadam nawet własnego zdania.
Bo nie mam do niego prawa.
Zignorowałem więc twój śmiech, powolutku zbliżając się do łóżka.
Było tylko jedno, gdyż apartament ten należał do tych małżeńskich.
- Hola! - Krzyknąłeś, a ja zrozumiałem to, jako iż mam się zatrzymać.
Jak robot — którym przecież byłem — wypełniłem to zadanie.
Patrzyłeś na mnie chłodno, rozkładając się bardziej na łóżku. - Żartujesz sobie ze mnie? Myślisz, że pozwolę ci spać ze mną?
Opuściłem głowę. Nie chcesz widzieć mojego wzroku — nienawidzisz go.
 Nienawidzisz nic, co jest ze mną związane. Nienawidzisz mnie, moich uczuć.
Tylko jest jeden problem.
Skoro nienawidzisz mnie, to nienawidzisz też siebie, Tom.
Dobrze wiem, że siebie kochasz.
Więc mnie też, prawda? Choć trochę.
Błagam, niech ktoś powie, że mam rację, idąc tym tokiem rozumowania.
Wróciłem dopiero na ziemię, gdy ktoś, a właściwie to ty, szarpnąłeś moim ramieniem.
- Mógłbyś odpowiadać, jak do ciebie kurwa mówię?
- Zakazałeś mi to robić, nie pamiętasz? - Zapytałem cicho, nie oderwawszy wzroku od ziemi.
Prychnąłeś pod nosem.
- Ale dziś możesz. Gdzie wolisz spać, na balkonie czy na ziemi?
Spojrzałem na ciebie. Na krótko. Nie chciałem nadwerężyć twojej dobroci.
Pozwoliłeś mi się odezwać, Tom.
Skoro tak, to już tolerujesz mój głos?
Mogę już zacząć sam go lubić?
Czy dalej obaj go nienawidzimy?

*

Ziemia była niezwykle twarda, bolało mnie całe ciało.
Wstałem, zachowując się najciszej, jak tylko potrafiłem.
Dopiero po chwili jednak zrozumiałem — ciebie nie było.
Nie leżałeś na łóżku, ono było puste.
Usłyszałem głos szumiącej wody i odetchnąłem z ulgą.
Brałeś prysznic.
Czyli jednak tu zostałeś, a to oznacza, że niczym cię jeszcze nie wkurzyłem.
To dobrze, prawda?
Uśmiechnąłem się blado, podchodząc w końcu do barku po upragnione picie.
Moje gardło było suche jak pustynia i bolało przy każdym połknięciu śliny.
Czułem, że zaczyna łapać mnie choroba.
Kolejny powód, byś mnie nienawidził.
Brawo Bill.
Lejąca się woda została zakręcona, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
Nie zdążę zasnąć, nim wyjdziesz z łazienki, nie było takiej możliwości.
Znów stanę ci na drodze, przepraszam.
Naprawdę Tom, nie robię tego celowo.
Drzwi otworzyły się na oścież, a gęsta para wypłynęła z nich momentalnie.
Stałeś tam, owinięty tylko jasnym, bawełnianym ręcznikiem na biodrach.
Skamieniałem, nie potrafiłem się ruszyć.
Myśl, że będziesz zły tym razem nie pomagała.
Zmarszczyłeś brwi, zauważyłeś mnie.
Tylko dlaczego nie widziałem tego codziennego chłodu?
Dlaczego patrzyłeś na mnie jak kiedyś, dawno, dawno temu?
Jak mój Tommy.
- Dlaczego nie śpisz? Obudziłem cię? - Zapytałeś.
Zdziwiłem się, ale zaprzeczyłem ruchem głowy.
Uśmiechnąłeś się do mnie, podchodząc do swojej walizki i wyjmując z niej czystą parę bokserek.
Bez skrępowania ubrałeś je na siebie, a ja nie mogłem się powstrzymać przed ilustrowaniem twojej sylwetki.
Byłeś idealny.
I inny.
Ale dlaczego?
Wzruszyłem ramionami, otrząsając się z chwilowego szoku i momentalnie pomknąłem do mojej części podłogi.
- Zwariowałeś? Kładź się do łóżka! Jest dość duże na nas dwóch!
Krzyknąłeś, stając nade mną.
Nie musiałem już zadawać sobie pytania, dlaczego taki jesteś?
To proste.
Przecież znałem cię dobrze.
Twój pijany wzrok mówił sam za siebie.
Odmówiłem ci, ale nie pozwoliłeś mi na to, sam zanosząc na posłanie.
Twoje posłanie.
Przytuliłeś mnie do siebie, a po chwili słyszałem ciche chrapanie.

Chciałbym, by było tak zawsze.
Wiem, że nie będzie tak nigdy.

*

4 komentarze:

  1. wow! bardzo mi się podoba sposób twojego pisania, jest taki inny od reszty twc, które czytałam. Z niecierpliwością czekam na dalsze części:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy autor ma swój styl pisania i coś, co sprawia, że jego historia wyróżnia się na tle innych. Choć rozumiem w którą stronę zmierzasz przedstawiając bohaterów w taki a nie inny sposób, nie mogę strząsnąć tej myśli, że Bill jest zanadto uciemiężony, jest ofiarą bez żadnego kręgosłupa moralnego. Straszny wpływ na to ma Tom z tego co widzę i wierzę, że w kolejnych częściach wyjaśnisz czytelnikom dlatego tak jest ale koniecznie rozważ zastrzyk testosteronu dla Billa. Niech nie będzie taki denerwujący. A od strony stylistycznej - o wiele lepiej by się czytało gdyby tekst był przesunięty do lewego marginesu. Zostawmy wyśrodkowanie dla poezji ;) Pisz, rozwijaj się. Powodzenia :) - A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy się... tak właściwie, to nie mój styl pisania. Chciałam wypróbować coś nowego i pierwsza część będzie tak wyglądać. Części mam już napisane i jedynie zostają dodawane, więc mogę powiedzieć, że jako-tako się to w pierwszej części wyjaśni. Druga bedzie znów odbiciem w drugim kierunku, a w trzeciej całkowite wyjaśnienia wszystkiego.
      Bez obaw, Bill stanie się tu o wiele silniejszy z czasem! Chwilowo to dopiero drugi rozdział:)
      Rozważę opcję przeniesienia tekstu na lewą stronę, choć osobiście nie lubię tak pisać:/
      Dziękuję! Pozdrawiam:)

      Usuń