*
Uniosłem leniwie swoje zaspane powieki, przyglądając się z zaciekawieniem sufitowi.
Nie miałem zamiaru dzisiaj wstawać z łóżka, choćby małym paluszkiem.
Taki był mój prezent dla Toma.
Sprawię mu radość.
Nie będzie musiał widzieć tego co nienawidzi, przez cały dzień.
Tak jak jest w święta, tak i przez cały rok, prawda?
Powinien się ucieszyć.
Szczęśliwy, rozprostowałem zaspane kości, podchodząc do swoich drzwi i zamykając je na klucz.
Nikt tu nie wejdzie.
Tak jakby ktokolwiek w ogóle chciał, Bill.
Westchnąłem głośno, sprawdzając mój telefon.
Nic istotnego.
Jedynie zwykłe wiadomości od Josta.
Dalej usilnie starał namówić mnie na psychologa.
Ale ze mną wszystko okey.
Po co mam tam iść?
Przecież Tom jest moim psychologiem, on zawsze mi wszystko tłumaczy.
Ja już wiem.
Ja już rozumiem.
Nienawidzą mnie, fani to zwykła iluzja, a ja sam nie żyję.
Choć oddycham.
Jedyne w czym się gubię to mój brat.
Tom.
Jest dziwny.
Jest inny.
Gdy wie, co mówi, to mnie nienawidzi.
Gdy nie wie, co mówi, to mnie kocha. To jestem piękny.
To mnie całuje.
Co mam zrobić?
Nie wiem, nie dowiem się odpowiedzi. Musiałbym o to zapytać jego.
W tej sytuacji nie mogę jego.
To oznacza, że mam po prostu się z tym pogodzić?
Mam to wszystko tolerować, nie przejmować się i udawać, że moje serce nie rozpada się na kawałeczki?
Że nie cierpię? Nie boję się jutra?
Nie martwię się o siebie?
BILL! Czy ty właśnie się buntujesz?!
To nie ja! To TY! To mój umysł!
Żyj, Bill. Żyj, oddychaj. Nic ci nie jest, Tom ci pomoże.
Muszę widzieć Toma.
Nie mogę go widzieć! Bill, prezent. Robisz mu prezent, nie ruszaj się z pokoju.
I nie ruszyłem, aż do wieczora. Nikt jak zwykle nie zapytał co u mnie.
To przecież nic nowego, tak? Rodzice od dawna twierdzą, że mają tylko jedno dziecko.
Bo to prawda, ja tylko oddycham, ale nie żyję.
Tak twierdzi mój właściciel. Mój pan.
Dlaczego go tak nazywam? Przecież nigdy mnie nie prosił bym tak mówił.
Co jeżeli to złe? I znów mnie znienawidzi?
Bill, głupiutki Bill. Przecież on już cię nienawidzi, więc jakie znów?
Tak. Prawda. Faktycznie.
Uspokajam się i kładę spać.
Choć mój brzuch karzę mi siebie napełnić, ale nie mogę.
Nie mogę zejść do kuchni, co jeżeli Tommy tam jest?
Nie zepsuje mu prezentu, muszę zrobić by mnie lubił.
-
Czułem, jak delikatnie gładził moje udo. Jego męska ręka powoli zakradała się do każdego miejsca na moim wychudzonym do szpiku kości ciele.
Leżałem pod nim, pozwalając na każdą zachciankę. Choćby największy ból, byłem jego.
Dobrze wiedziałem, gdy jego spojrzenie nabierało tego odurzenia,
już byłem jego.
I już mnie chciał. Normalnie, bez obrzydzenia. Jakiego jestem.
Tylko wtedy byłem dla niego piękny,
i kochałem takim być.
Jęczałem cicho. Pod nim.
Niezwykła przyjemność rozchodziła się po moim ciele.
Jego warkoczyki łaskotały moją twarz, gdy ocierał się nimi przy każdym pchnięciu.
To normalne?
Nie?
Tak?
Tommy twierdzi, że tak.
Mówi, że tylko wtedy jestem dla niego człowiekiem.
Tylko wtedy potrafi mnie tolerować.
Tylko wtedy potrafi mnie lubić.
Dlatego zawsze czekam na tę chwilę, jak znów weźmie mnie w taki sposób.
Jak znów będę dla niego piękny.
Może kiedyś będę taki na dłużej?
Może nie tylko na procentach?
Wiem, wiem już dobrze.
Nienawiść.
Dlaczego ona śledzi mnie całe życie?
Dlaczego po prostu nie odpuści, wtedy mnie Tom polubi?
On zakazuje mi dużo myśleć w takich chwilach, ale ja nie potrafię.
Mówi, że wtedy powinienem się skupić na uczuciach.
Ale ja nie wiem co mam czuć.
Nie mam pojęcia, bo nie powiedział mi co.
Nic nie powiedział.
Jedyne co w tych chwilach mówi to zwykłe OCH lub ACH.
To znaczy, że to mam czuć?
Znów nie dowiem się jak ma być.
Bo nie mogę go o to zapytać.
Uśmiechnął się słodko, gdy spocony leżał obok mnie.
Delikatnie głaskał mój policzek, a ja nie hamowałem cichego mruczenia pod jego dotykiem.
Zachichotał, całując mój nosek.
Jak słodko, Tommy.
Prawie jak wtedy, gdy jeszcze potrafiłeś mnie kochać.
- Billy - Szepnął, a ja spojrzałem na niego.
Dlaczego w tych bliźniaczych tęczówkach ujrzałem żal i troskliwość?
Gdzie w tym czasie pojawiał się twój chłód, co?
Powiedz mi, Tommy, a załatwię mu całożyciowe wakacje tam, gdzie zawsze wybywa.
Mów mi.
Dyktuj całe życie.
Jestem twój.
Choć nie mam sił by stać,
zawszę mogę się czołgać za tobą.
Ale jak obedrę kolana,
kto mi pomoże?
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz